Wśród adwentowych gadżetów ma swoje - bywa, że niezbyt eksponowane miejsce - okienkowy kalendarz ze słodkościami. Jako, że jestem gruby i powinienem słodkości unikać, kalendarza takowego też unikam. Za to od paru lat używam kalendarza muzycznego. Nie słodkiego - bo przesłodzonej adwentowo-świątecznie-komercyjnej muzyki nie trawię. Tego samego co rok - bo mi odpowiada i muzycznie, i tekstowo, i w ogóle.
Kartki z kalendarza stworzył Czesław Mozil, a ja do nich dopowiem to i owo. Zapraszam więc do "adwentowego kalendarza M3" (Mozil - muzyka - Mateusz).
Mateusz
7 grudnia
Są tacy ludzie, jak smerf Maruda. Nic im nie pasuje, nic ich nie cieszy (poza własny malkontenstwem). Wszędzie wietrzą złą wolę, złe intencje, podstęp i w ogóle. Są tacy ludzie.
Gdybyż tylko marudność mieli dla siebie. Nie, oni ją mają dla wszystkich. Taki Scrooge, ale jednak podszyty Grinchem.
Jutro na roratach dla dorosłych powiem więcej.
Ps. Kiedyś irytował mnie komercyjny krasnoludowy Mikołaj z reniferami. Dzisiaj już mi nie przeszkadza. Ot Mikołaj, tyle, że nieświęty.
6 grudnia
Jestem człowiekiem dosyć porywczym Szybko się denerwuję. Parenaście lat temu doświadczył tego pewiem młody współbrat. Ależ dostał ode mnie opieprz (a wierzcie mi - potrafię!). Oczywiście - jak się później okazało - niezasłużenie.
Mimowolnie świadkiem tej nieciekawej sceny był pewien starszy pan, który pomagał nam w jakiejś technicznej kwesti funkcjonowania klasztoru (nb. mój przyjaciel - co opisywane wudarzenie tylko potwierdziło). I teraz on mnie opieprzył. Ale tak, że aż mi wlazło w pięty. Ani razu nie podniósł głosu. Powiedział tylko tyle i aż tyle: mężczyzna musi nad sobą panować, bo jest mężczyzną. Pamiętam o tym do dziś i staram się. Dzięki przyjacielu!
I jeszcze jedno. Mój magister (mistrz, wychowaca) w nowicjacie mawiał. Pamiętajcie bracia. Przed świętami diabeł kręci ogonem, żeby nam je popsuć. Nie kłóćcie się.
I może jeszcze coś. Papież Franciszek poradził kiedyś małżonkom, by nigdy nie szli spać niepogodzeni.
Ps. A dzieci zawsze widzą, nawet jeśli ich nie widać.
5 grudnia
Rutyna - potoczne określenie rutozy, czyli związku flawonoidowego pochodzenia roślinnego. Ma właściwości przeciwutleniające i wzmacniające naczynia krwionośne. Generalnie ma dobry wpływ na życie.
Jest jeszcze inna rutyna. Ta codzienna. Ona - bywa - może mieć kiepski wpływ na życie.
Rutyna zabija kreatywność i spontaniczność. Wprowadza, co prawda, porządek, ale jednocześnie wspiera nudę.
Tradycyjne Święta? Oczywiście, że tak, ale nie rutynowe.
Chrońmy się przed rutyną w przeżywaniu Świąt, w przeżuwaniu życia i w życiu wiary. W tym ostatnim szczególnie.
4 grudnia
Nie ma co pisać. Wystarczy słuchać... i czuć. Szczególnie w barbórkę.
3 grudnia
Muszę przyznać, że brakuje mi wanny. Parenaście lat temu byłem w klasztorze, w którym wanny były. Cóż to były za piękne czasy. Wody pełna wanna. Pełna wody, aż po brzegi. Gorąca woda co rozleniwia. Do tego gazeta i brak pośpiechu. Czas nie istniał. Relaks i zapomnienie. Choć na chwilę. W końcu nie ma się czym martwić. To nie te święta. Czyżby?...
wtorek 2 grudnia
Bardzo, ale to bardzo, nie lubię powiedzenia: "zawsze tak było" - albo podobne - "nigdy tego nie było".
1. Kiedyś to były Święta - powiedziane z wyrzutem. Bo kiedyś wszystko było lepsze.
Nie nie było. Młodość była i beztroska, i bezpieczna niewiedza, i kokon ochronny jaki tworzyli nam rodzice. Świat nie był taki wspaniały a to co było złe zostało wyparte i zapomniane.
2. Kiedyś to były Święta - powiedziane nostalgicznie i tęsknie.
No właśnie... Było wspaniale, bo młodość była i beztroska, i ufność, i miłość, i radość, i niezmęczenie... Wspaniale było... To czemu nie może być tak i dziś. Czemu nie wrócić do tego co było dobre i wartościowe. Że się będzie staromodnym? No, młodzieniaszkiem to ty już nie jesteś!
Ps. "I Jego Dzień Narodzin był ekstremalnie Boży" - i komu to przeszkadzało?
poniedziałek 1 grudnia
Było to - chyba - w roku 1995. Pojechałem na wakacyjne zastępstwo w pewnej małej - acz zacnej - parafii górnośląskiej. Zaczynałem w niedzielę, a proboszcz jeszcze był na miejscu. Po sumie pojechaliśmy do sąsiedniej parafii na odpustowy obiad. Jak to proboszcz był rzekł - "na obiad wielką łyżką". Co się tłumaczy - skoro jedzenie będzie za darmo, to trzeba się najeść. Czy to była pazerność, czy raczej przezorność? Nie wiem do końca, choć się domyślam.
Parę lat później współpracowałem przy poważnym klasztornym remoncie z pewnej niemłodym już - acz zacnym - inżynierem. Ten zwykł mawiać - "małą łyżką też się najesz". Co się tłumaczy - we wszystkim co robisz bądź rozsądny i powściągliwy.
Parę lat temu grałem - przyznaję, teraz też czasami pogrywam - w pewną rozbudowaną - acz zacną - grę komputerową. W jednym z głównym zadań napotyka się na zagadkową klątwę - „Nikt nie zasiądzie z tobą do stołu, nie ma łyżki, która cię nakarmi, już nigdy nie zechcesz spojrzeć na siebie w lustrze”. Co się tłumaczy - z pazerności i egoizmu nic dobrego nie wyniknie.
Cierpliwość i umiar są drogą do sukcesu. Także w życiu duchowym. Wiedzy, mądrości i świętości nie da się osiągnąć na już i na sytość.
niedziela 30 listopada
Jutro zaczynają się roraty, dla dzieci i dla dorosłych. Trzeba przygotować: dekorację, baner, klipy reklamowe, piosenkę, kazania, pomysły, wykonanie, zabieganie, pośpieszanie - byle nie bylejakowanie. Sporo tego, ale czas rorat - dla mnie - jest najfajnieszym czasem w roku duszpasterskim. Tylko czemu w I niedzielę adwentu miast się cieszyć, jestem lekko przerażony? Bo do środy muszę zrobić zaległe klasztorne rozliczenia finansowe (bo już nas wyższe naczalstwo zaczyna ścigać). A tego - rozliczeń, nie naczalstwa - bardzo nie lubię. No dobra. Gdybym sumiennie - jak naczastwo nakazało - systematycznie rozliczenia pisał... Ale przecież: nie lubię, mam jeszcze czas, są ważniejsze sprawy, świat się nie zawali - do wyboru. No i teraz świat się wali.
A może by tak codziennie robić, to co trzeba. Mimo niefajności, trudności i niechęci. Adwent ma tyle dni ile ma. Podobnie jak życie.